sobota, 11 września 2010

Toronto – Downtown, The Beaches – (30.08.2010)

Tego dnia wybrałem się na samodzielną wycieczkę po centrum miasta (taką z przewodnika). No więc najpierw 50 minutowy spacerek do centrum a konkretnie do nowego ratusza. Nowy ratusz jest też tak jakby symbolem miasta (a przynajmniej jego ikonka jest na dużej części służb miejskich). Nowy ratusz powstał w latach 60tych ubiegłego wieku i jest dosyć interesującą budowlą i zapewne był to bardzo innowacyjny projekt jak na lata kiedy ratusz był budowany.
Zaraz obok nowego ratusza stoi stary ratusz który jest w tej chwili siedzibą sądu więc niestety nie można do niego włazić.  Budynek był postawiony około 1900 roku. Ciekawostką jest to że chciano go rozebrać by wybudować wielkie centrum handlowe - Eaton Centre. Na szczęście nie udało się tego przeforsować bo teraz budynek ślicznie wygląda wśród drapaczy chmur.
Pod starym ratuszem ludzie sobie pikietują i się wyżalają - tu jeden z ciekawszych panów który oskarża policję że mu podtruwa jedzenie.
Natomiast Eaton Centre zostało wybudowane kilkadziesiąt metrów dalej. Centrum handlowe jest dosyć duże (gdzieś z 350sklepów). Najciekawszym sklepem oczywiście był Apple Store gdzie ludzie stali w kolejce na zewnątrz sklepu by móc wejść do środka i pooglądać iPhony.
Kolejka do sklepu
A to co się dzieje w sklepie
Oprócz sklepów trzeba przyznać, że galeria jest ładnie zbudowana. Kilkuset metrowy hol wysokości 5 pięter z przeszklonym dachem tworzy świetny efekt.

Dodatkowo pod dachem jest podwieszone stado kanadyjskich gęsi w locie. Każda gęś jest troszkę w innej pozycji.
Potem spacer wśród drapaczy chmur pokazujący rozwój miasta.
 Zaczyna się od 18 piętrowego budynku,
poprzez 34 piętrowy budynek
a kończący się na współczesnych drapaczach chmur.

Oba budynki (ten 18 i 34 piętrowy) w chwili zbudowania i jeszcze w kilka (18) kilkanaście (34) lat po zbudowaniu  były jednymi z najwyższych budynków w imperium brytyjskim. Ten 18 piętrowy ustępował tylko jakiemuś budynkowi w Nowym Jorku a ten 34 piętrowy był najwyższy.
Po drodze minąłem także najdłuższą ulicę na świecie.
Yonge Street - ponad 60km długości :)
Następnie dotarłem do St. Lawrence Market – czyli czegoś a’la nasze ryneczki tyle że pod dachem. Ta część handlowa razem z ulicą Front St. znajdują się teraz w centrum miasta (800m – 1km od brzegu jeziora) ale 100 lat temu była to dzielnica portowa (Miasto wydarło pas szerokości 800m – 1k jezioru by móc rozbudowywać centrum miasta) więc pełno jest tu starych sklepików lub magazynów przerobionych na sklepiki, które kiedyś służyły do składowania i sprzedaży rzeczy które były transportowane za pomocą jeziora jak i poławiane w jeziorze.
Ostatnim przystankiem podczas zwiedzania był Union Station (czyli dworzec centralny) i towarzyszący mu York Hotel. Po drodze mijałem jeszcze Halę sław  hokeja ale jako że o hokeju wiem tyle że się gra na łyżwach z kijkami i krążkiem to nawet nie wchodziłem (tym bardziej, że wstęp kosztował 15 dolców).

Ale wracając do ostatniego przystanku to Union Station oprócz tego że jest dalej dworcem kolejowym (i to w podziemiach dość nowoczesnym) to także jest bardzo ładnym obiektem architektonicznym.
 Naprzeciw dworca znajduje się najstarszy super luksusowy hotel w Toronto . Ciekawostka jaka wiąże się z tym hotelem to fakt ze podczas jego budowy właściciel chciał zbudować prosty równy dach ale koleje państwowe ufundowały piękne wykończenie dachu tak by stylem pasował do budynku dworca.
Niedaleko Union Station znajduje się ciekawy wieżowiec. Ciekawy z tego względu że aby wpasować się do zabudowy miasta został rozebrany i przesunięty o 18 metrów.
To jeden z tych budynków. Zdaje mi się że to ten na 1 planie ale głowy nie dam sobie uciąć bo już nie pamiętam.
Po spacerze zdecydowałem się na odpoczynek i wybrałem się do dzielnicy zwanej The Beaches. Jak nazwa wskazuje dzielnica ciągnie się wzdłuż największej w Toronto plaży. Jest to bardzo ekskluzywna dzielnica pełna murowanych willi i luksusowych samochodów. Po dotarciu rozłożyłem się na plaży i wykąpałem się z dwa razy w „jeziorku” (woda lodowata).

Na plaży nie było już prawie ludzi jako ze godzina była 17. Po półtora godzinki znudziłem się leżeniem więc przespacerowałem się do końca plaży i powróciłem do hotelu.
Po prysznicu powtórka z rozrywki czyli sushi i piwko. To na tyle jeżeli chodzi o ten dzionek.

Z ciekawostek - Tak jak u nas we Wrocławiu jest masa gołębi to tak w Toronto jest masa wiewiórek. Są dosłownie wszędzie i można do nich podejść na wyciągnięcie ręki.

Z ciekawostek - Podczas dzisiejszej trasy natrafiłem na samochodzik z lodami. Ale oprócz lodów miał znanego z filmów slusha. Jak ktoś Friendsów oglądał to tam Chandler czasami go pije i płacze że mu mózg zamarza. I to jest prawda. Jest to po prostu sok jakiegoś smaku i zmielony lód. Jak się to pije to po kilku łykach naprawdę zaczynają boleć zatoki i mózg od zimna :)

Z ciekawostek - Kanada jest w trakcie nawracania się na jedynie słuszny system metryczny. Czyli ze śmiesznych cali i funtów na system SI. Oraz ze stopni Fahrenheita na Celsjusza więc w wielu miejscach wszystko jest jeszcze podwójnie.
 

czwartek, 9 września 2010

Toronto - spacer po parku i Science Centre – (29.08.2010)

Tego dnia wybraliśmy się do Science Centre. Podjechaliśmy metrem do najbliższej stacji i zwiedzeni bliskością obiektu postanowiliśmy się przespacerować. Czego nie zauważyliśmy to fakt że nasza mapa nie miała skali i rzeczywistych proporcji. Więc to co w centrum było 15minutowym spacerkiem okazało się tak plus minus 10 kilometrową trasą :p.

Dodatkowo w całej swojej mądrości postanowiliśmy się przespacerować parkiem przez który prowadziła ścieżka rowerowa. Kolejną rzeczą o której nie wiedzieliśmy było to, że ścieżka rowerowa (na co by wskazywała nazwa) jest tylko dla rowerów i nie ma z niej za często wyjść. No i tak sobie szliśmy doliną wśród drzew, koło rzeczki tak z 1 – 2 godziny (teraz już nie pamiętam dokładnie) aż trafiliśmy na wyjście.

Po odzyskaniu wolności znaleźliśmy najbliższy przystanek autobusowy i pojechaliśmy jeszcze kilka kilometrów (tak z 15minut) :p. Tak więc zamiast zwiedzania od rana mieliśmy mały spacerek.

Po wyruszeniu z hotelu po 10 dotarliśmy do Science Centre po 14. Zakupiliśmy bilety, mała wizyta w sklepie z pamiątkami i zaczynamy zwiedzanie.
Na początek film o teleskopie Hubala wyświetlany w takim jakimś specjalnym kinie ze sferycznym ekranem tak że człowiek siedział w jego centrum a film był wyświetlany wokół ciebie.

Cóż centrum nauki jak to centrum nauki – po trochę ze wszystkich dziedzin nauki. Dla mnie najciekawsza była część o kosmosie, część o biologi i część o fizyce. A z ciekawszych eksponatów to kilkumetrowa sztuczna trąba powietrzna, cały dział o wykorzystaniu próżni - począwszy od zamków a skończywszy na ważeniu powietrza, kolekcja karaluchów czy robali żyjących w ludzkim ciele (to ostatnie obrzydliwe - ale ciekawe :p). Niestety po spacerku nie chciało mi się robić zdjęć więc nie ma ich za wiele.
Symulacja czarnej dziury
Małe skubańce :)
"Serduszko" słonika


Na koniec maszyna postarzająca, tu nie będę nic opowiadał i po prostu przedstawię efekty.
Teraz
Za 30 lat :p
Sweet 80 :p

W trasie do domu mała obiadokolacja składająca się z sushi  i sake – niebo w gębie. 
Trochę zamulony ale jednak zadowolony.

Potem piwko w barze i spać :).

środa, 1 września 2010

Niagara (28.08.2010)


Wyprawa nad Niagarę rozpoczęła się o 8 rano od wyruszenia piechotką do stacji kolejowej do której dojście zajmuje około 40-45 minut. Potem o 9 pociąg nad Niagarę. Podróż która powinna trwać 2 godziny trwała 3 (poczułem się prawie jak w Polsce) jedyny plus to taki że można było odespać wcześniejsze wstawanie no i była Klima (dla tych co kiedyś chcieliby jechać bilet w obie strony z Toronto kosztuje 40CAD).
Na miejsce dotarliśmy o 12. W ramach oszczędzenia 6 dolców poszliśmy sobie na piechotkę w stronę wodospadu. Spacerek potrwał z pół godziny ale został uhonorowany pięknymi widokami.
Jedna z "beczek" w których przepływano Niagarę
Amerykańska część wodospadu widziana z pod Reinbow Bridge
Kanadyjska część widziana z pod Raibow Bridge - w dole jeden ze stateczków Maid of the Mist
 Gdy doszliśmy na jakieś 0.5km od kanadyjskiej części wodospadu napotkaliśmy pierwszą atrakcję – Maid of the Mist. Są to stateczki które wpływają pod sam wodospad. Przyjemność taka kosztuje 15CAD + podatek. My zamiast biletu zakupiliśmy coś co się zwie Niagara Falls Adventure Pass – czyli wejściówkę na wszystkie największe atrakcje nad Niagarą plus poruszanie się autobusami po całym terenie (koszt 45CAD).
No więc zaczęliśmy od stateczku. Wszystkich przyodziali w foliowe płaszczyki przeciwdeszczowe i popłynęliśmy. Widoki ze stateczku super.
Na samym rejsie jakoś mocno nie rzucało ale ze wszystkich stron dostawaliśmy wodą tak, że nawet mimo płaszczyku miałem mokrą koszulkę. Rejs trwał około 40 minut.
Po tym wybraliśmy się nad sam wodospad. Tam można było stać godzinami podziwiając potęgę natury. No i strzelam, że ponad godzina minęła na gapieniu się i cykaniu zdjęć.
Maid of the Mist walcząca z prądem
No ale w końcu poszliśmy do kolejnej atrakcji którą było kino 4D przedstawiające proces tworzenia wodospadu. Znowu ubrali nas w płaszczyki przeciwdeszczowe. Zaczęło się od epoki lodowcowej – sypnęli na nas śniegiem i lodowatym powietrzem a potem telepali nas na prawo i lewo oblewali wiatrami wody itd. Itp.. Generalnie skończyło się tym, że znowu wyszedłem cały mokry (oprócz spodenek).
Ciekawostka ze sklepu z pamiątkami - Niedźwiedź polarny w puszce
 Skoro już byliśmy mokrzy to można było się wybrać na spacer za wodospadem (olbrzymia kolejka bo zjeżdżała tam tylko jedna winda). Po raz kolejny ubrali nas w płaszczyki i jazda. Kolejne fantastyczne widoki tylko był problem z robieniem fotek bo zalewało aparat masą wody (dobrze że moja tempa lustrzanka nie ma za wiele elektroniki to i nie miało co się popsuć).
Wodospad od tyłu
Po przeżyciach całego dnia byliśmy już solidnie głodni więc wybraliśmy się do restauracji typu All you can eat (dzięki zakupionym wcześniej Adventure Pass’om mieliśmy tam zniżkę). Tam się najedliśmy… nie tam się nażarliśmy :p.
Po obiadku już powoli przychodził wieczór więc na szybko wyruszyliśmy pod lądowisko dla helikopterów by wyruszyć w ostatnią przygodę wieczoru.
Po drodze kolejne fotki
 Kolejek dużych na helikopter już nie było więc wkrótce wylecieliśmy. Widok wodospadów z góry przy zachodzącym słońcu po prostu przepiękny. Zdjęcia cyknięte są bez rewelacji gdyż by nie uronić nic z widoków ustawiłem aparat by przez większość czasu sam cykał przez okno.
Amerykański wodospad
Jeden ze zbiorników przelewowych zbudowanych do wyregulowania i zmniejszenia przepływu wody przez wodospad.
Kanadyjska część wodospadu - fajniejsza nie??
I oba wodospady a pomiędzy nimi wyspa co ma się rozpaść w ciągu najbliższych kilkuset lat
Rzeka Niagara
Zachód słońca nad Niagarą
 Po locie przyszła już noc więc kilka piwek w lokalnym pubie i o 22:40 dwugodzinny powrót do Toronto. Jazda pociągiem minęła szybciutko bo po całodniowym łażeniu szybko wszyscy w pociągu zasnęli. W Toronto byliśmy 40 minut po północy. Potem jeszcze godzinna trasa do hotelu (bilet na tramwaj kosztuje 3dolce) i w końcu spaćććććććććććććććććććććććććććć :).
Z ciekawostek – masa wody jaka przepływała przez wodospad spowodowała taką erozję że od powstania 12tyś lat temu wodospad cofnął się o 12kilometrów.

Jeszcze około sto lat temu wodospad cofał się w tempie około 1m rocznie. Obecnie, w wyniku prac prowadzony przez około 60 lat większość wody została skierowana przez elektrownię wodną, wodospad cofa się tylko 30cm w ciągu 10lat i przepływa przez niego „tylko” 160 milionów litrów wody na minutę (160000 m3). Szacuje się, że za kilkaset lat wyspa dzieląca wodospad amerykański i kanadyjski się rozpadnie, zniszczy wodospad i spowoduje że rzeka będzie spływać kaskadami. Więc jeżeli ktoś chce zobaczyć wodospad radzę się śpieszyć :p.
Z ciekawostek – W Kanadzie ludzie są bardzo ufni czy coś bo w pociągu nikt nie sprawdzał biletów. Wchodząc do tramwaju pokazujesz z daleka że masz bilet i nikt cię nie sprawdza, Kupując bilet wrzucasz kasę do metalowej puszki i nikt ani nic tego nie liczy (w stanach też były automaty w autobusach ale one chociaż liczyły wrzucaną kasę). W muzeum kolega zgubił bilet poszedł do kasy i powiedział że zgubił i dali mu nowy – jednym słowem raj dla kanciarzy :).
Z ciekawostek – nad Niagarę z Toronto można także dotrzeć autobusem (około 35CAD) lub autobusem kasyna (coś jak u nas autobus Tesco :p) za 5CAD – haczyk polega na tym że nie można za sobą zabierać nic nawet plecaka co ma odwieść turystów od korzystania z tego środku transportu. Kasyn nad Niagarą jest co najmniej kilka a pod każdym są super autka.
 Z ciekawostek – przy każdej atrakcji, czy to nad Niagarą czy w Toronto robią ludziom zdjęcia na zielonym tle a potem wciskają zdjęcie z daną atrakcją w tle za 20-30 dolców i co ciekawsze masa ludzi to kupuje.