poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Żegnaj USA, witaj Kanado (26.08.2010)


Witam po dłuższej przerwie spowodowanej intensywnym wypoczynkiem w Toronto. Zbliża się druga konferencja więc będę miał czas to nadrobić przy okazji nudniejszych sesji.
Dziś krótki wpis jak do owego Toronto dotarłem. No więc wylot ze stanów jest ciut mniej skomplikowany niż wlot. Trzeba pamiętać żeby powiedzieć iż już się do stanów nie wraca wtedy do karty pokładowej dołączają karteczkę którą oddajesz gdy wchodzisz na pokład samolotu co jest dowodem że opuściłeś ich krainę mlekiem i miodem płynącą i nie zostałeś żyć jako nielegalny emigrant.

Samolociki i czołgi armii Amerykańskiej
Mój samolocik
Toronto z lotu ptaka
Lot z Minneapolis do Toronto trwał dwie godzinki (plus godzinka przesunięcia czasowego do przodu) i nie był niczym niezwykłym (jak zwykle przespałem większość). W samym Toronto procedura witania podobna jak w stanach tyle że nie ma tyle kolejek więc zdecydowanie krótsza (ale tak jak w stanach oficerowie emigracyjni zachowują się tak jakby tobie robili łaskę, że pozwalają tobie na wjazd do ich wspaniałego kraju).
Podróż z lotniska do hotelu też nie była prosta bo by zaoszczędzić na taksówce (50CAD) pojechałem transportem miejskim (3CAD) co nie było proste bo wymagało trzech różnych środków transportu (autobus, metro, tramwaj). Ale jakoś po kilku zbłądzeniach i wysiadkach na złych przystankach dotarłem do hotelu. Hotel całkiem przyzwoity tylko ma jeden szkopuł – jest położony w Chinatown i mieszka w nim sporo chińczyków, którzy gotują swoje różne potrawy i wszędzie śmierdzi tymi ich przyprawami :/.
Po zameldowaniu się w hotelu mały spacer po centrum wizyta pod CN Tower i Rogers Centre (o tym więcej jutro) a następnie spacer brzegiem jeziorka i powrót do domu. Niestety podczas całego tego rozpakowywania zapomniałem zabrać aparatu więc dziś zdjęć nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz